Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam
przyszłość zgotują bogowie… - pisze Horacy w jednej ze swoich pieśni. Sentencja
wybitnego poety, znana powszechnie jako carpe diem, rzuciła mi się w oczy
podczas spaceru, wypisana na murze w całości pokrytym graffiti, kolorowymi
obrazkami i wyznaniami miłości. Ja natomiast chwytam się każdej możliwej pracy.
Motywy carpe diem, tak jak ora et labora, czy memento mori mają
przewodzić naszemu codziennemu życiu. Chwytaj dzień, ale też módl się i pracuj,
pamiętając przy tym o śmierci? Nijak to do siebie pasuje. Prawda jest taka, że
wszyscy kiedyś umrzemy. You only live once. Życie jest tylko jedno.
Gdy je stracimy, nie będzie już czego żałować, ani nad czym rozmyślać. Człowieku,
odpowiedz sobie: żyjesz, czy tylko oddychasz? Zamiast po raz kolejny
zastanawiać się, co moglibyśmy zrobić lepiej, jaką inną decyzję podjąć, po
prostu najzwyczajniej doceńmy to, co mamy, bo to przeminie, tak jak wszystko na
tym materialnym świecie.
Nie dostanę Nobla za odkrycie faktu o przemijalności chwili.
Zdaję sobie jednak sprawę, jak niewiele jest takich osób, które naprawdę umieją
nią żyć i w zupełności je rozumiem. Sama jestem jedną z nich. Byłabym więc
hipokrytką, gdybym zaczęła namawiać do czerpania z życia pełnymi garściami.
Zamiast więc moralizować, spróbuję znaleźć usprawiedliwienie dla siebie i
pozostałych ogarniętych tą współczesną ,,przypadłością’’.
Spójrzmy prawdzie w oczy: jesteśmy tak zapracowani i
skoncentrowani na zabieganiu o dobra materialne, że w zupełności zapominamy o tym,
żeby żyć. Nie ma w tym nic dziwnego. Sen z powiek spędzają nam troski dnia
codziennego. Za coś trzeba przeżyć, z czegoś opłacić mieszkanie, ubrać się,
zatankować samochód. O ile bycie kowalem własnego losu nie jest trudnym
wyzwaniem, o tyle utrzymanie kilkuosobowej rodziny to już wyższa szkoła jazdy. A
gdzie w tym wszystkim przysłowiowe pięć minut dla samego siebie? Otóż nie ma
go. Tak po prostu? Właśnie, tak po prostu. To tylko jedna ze śpiewek jak mantra
powtarzanych przez marki reklamujące kosmetyki, które rzekomo sprawiają, że każda
z nas czuje się wyjątkowa i zadbana.
Zatrzymajmy się na chwilę i spytajmy samych siebie, ile razy
pomiędzy palcami przeciekła nam okazja, by wsiąść do pociągu byle jakiego i nie
dbać o bagaż, ani o bilet? Niepozorny cytat wypisany na kawałku ceglanej ściany
uświadomił mi, jak wiele razy powiedziałam ,,nie’’. Nie dla jedzenia lodów zimą.
Nie dla kąpieli w jeziorze po północy. Nie dla spacerów w deszczu. Nie dla skakania
w kałużach. Nie dla życia. Czy żałuję? Nie. Nie potrzeba mi lodów zimą,
zmoczonych butów, wariackich i nieprzemyślanych decyzji. Moje życie – mój plan.
Żadne motywatory nie są w stanie zmienić wypracowanego przeze mnie w ciągu lat
ładu.
Czy jestem szczęśliwa? Chyba nigdy nie miałam czasu, żeby się
nad tym dobrze zastanowić. Co mi sprawia prawdziwą radość? Z punktu widzenia
pracoholika, jakim jestem, tylko natłok obowiązków czyni mój dzień pełnym, a
każda sekunda spędzona na nicnierobieniu to czas zmarnowany. Bezproduktywność jest dla słabeuszy, ja zaś
staram się dać z siebie wszystko, a czasami nawet więcej. To właśnie sprawia mi
prawdziwą radość. Praca, praca i jeszcze raz praca.