września 11, 2016
Razem, ale osobno
Do
tej pory uważałam, że moje życie osobiste nie powinno stanowić przedmiotu
dyskusji, a to, co się dzieje u mnie, traktowałam jako swego rodzaju tabu. Nie
ma jednak nic bardziej wartościowego i wiarygodnego, jak pisanie na podstawie
przeżytych doświadczeń i empirii. Przyznaję się więc – jestem w związku na
odległość. Intrygujące a zarazem niełatwe, ale chcę wam to trochę przybliżyć z
własnego punktu widzenia.
Jak to jest być w związku na odległość? Bez wątpienia bardzo trudno, jednak kto powiedział, że życie będzie usłane płatkami róż? Tęsknota za bliską osobą staje się towarzyszem codzienności. Każdy przedmiot i zapach przywodzi na myśl wspomnienie spotkania i spędzonego razem czasu. Nagle przypadkowo mijana na ulicy osoba jest łudząco podobna do tej jednej. Zauważasz podobieństwo w sposobie chodzenia, ubiorze, wykonywanych ruchach i gdy już masz nadzieję, że to on/a, z przykrością zdajesz sobie sprawę, że to byłoby zbyt piękne. Twoje życie jest teraz nieustawicznym odliczaniem od jednego spotkania, do kolejnego. Wiszący na ścianie kalendarz przypomina fragment muru w więziennej celi, na którym kolejne wyrysowane krzyżyki to mijające w samotności dni, przeżyte cudem. Wirtualny związek podtrzymywany codzienną rozmową na Facebooku, Skype nie jest w stanie zastąpić rozmowy twarzą w twarz, w trakcie której aktywne są nie tylko zmysły wzroku i słuchu. Spójrzmy prawdzie w oczy - te rozmowy to jedyna siła napędowa relacji, która jest w stanie ją podtrzymać.
Człowiek
jest stworzony do życia z drugą osobą. Związek na odległość stoi w opozycji do
tej zasady, jednak wiele osób decyduje się na rozłąkę lub wręcz jest do niej
zmuszonych np. z powodu pracy, kariery, czy edukacji. Nie mamy wpływu na to,
jakie przeciwności stają nam na drodze, nie możemy ich wyeliminować, możemy za
to sprawić, by były łagodniejsze w skutkach. Czy jednak ma to swoje
odzwierciedlenie w związku na odległość? Otóż ma. Bo…
…
związek na odległość jest niewątpliwie czasem ciężkiej próby dla obu stron. To
eksperyment, w którym bierze udział zarówno mężczyzna, jak i kobieta. Egzamin
na zaufanie, wierność, szczerość. Fizyczny ból, spowodowany np. upadkiem, jest
niczym w porównaniu do psychicznego bólu, związanego z rozłąką. Kiedy jest Ci
bardzo źle, a druga osoba jest kilkaset kilometrów dalej, nie możesz liczyć, że
na Twoje zawołanie pojawi się obok w ciągu kilku minut, tylko po to, by wywołać
uśmiech na Twojej twarzy. Jedyne aktywne zmysły to wzrok (kiedy na ekranie
laptopa oglądasz piksele, składające się w całość na twarz ukochanej osoby) i
słuch (kiedy odbierasz fale dźwiękowe). Zapach? Smak? Dotyk? To musi poczekać
do spotkania.
Poruszyłam
większość aspektów związanych z tą mniej przyjemną stroną bycia w związku na
odległość. Co więc intrygującego ma on w sobie, że decydujemy się na taką formę
relacji? Kiedy po długiej rozłące w końcu przychodzi ten dzień - dzień spotkania - zaczynamy doceniać czas,
którego niestety nie mamy w nadmiarze. Widzisz tę osobę, już nie jako zbiór
pikseli, ale w jej pełnej okazałości: widzisz jej gesty, mimikę, ruchy oczami,
sposób wypowiadania poszczególnych słów. Zaspokajasz też wyłączone dotychczas
zmysły: dotyku, smaku i węchu. Jest tak, jak być powinno. Mimo, że nie na
długo, to jednak te chwile sprawiają, że zaczynamy doceniać obecność drugiej
osoby, nie marnujemy ich na bezproduktywność, a co ważniejsze – swoją uwagę
skupiamy maksymalnie na drugiej osobie. To czas przeznaczony tylko dla was.
W
moim odczuciu jednak miłość nie zna słowa ,,odległość’’. Nie bez powodu bardzo
dużo osób wzbrania się na samą myśl o wejściu w relację, którą będą dzielić
tysiące kilometrów, ocean, kontynenty, a czasami po prostu kilka ulic. Bywa, a
zdarza się to coraz częściej, że to właśnie bliskość dzieli dwoje ludzi zamiast
ich do siebie zbliżać. Nie ważne jest więc, jak daleko od siebie jesteście, ile
godzin drogi jest między wami, ponieważ to nie odległość zabija związek, a brak
miłości.
Sama przez pierwszy rok swojego związku żyłam z obecnym już Mężem na odległość. Niewielką, bo tylko 120 km, ale jednak- robiło to swoje. Jednak...właśnie miłość nie zna kilometrów i wszystko da się przetrwać:)
OdpowiedzUsuńKilometry to tylko liczby. Dwu-, trzycyfrowe. Ale mają niewielkie znaczenie, bo miłości nie da się policzyć. A już tym bardziej nie można jej mierzyć kilometrami.
UsuńTak sobie pomyślałam, że takie związki w jakimś sensie są łatwiejsze, jeśli chodzi o przetrwanie. Mając kogoś na co dzień i być z nim, a mieć kogoś tylko od czasu do czasu i bywać z nim - to różnica. Myślę, że paradoksalnie, większe szanse przetrwania ma związek na odległość, bo bardziej czujesz niedosyt tej osoby, bardziej tęsknisz, niż, gdy masz tą osobę na co dzień. Wiadomo, że to, co bardziej niedostępne jest bardziej pociągające, niż to, co jest na wyciągnięcie ręki. Tak już jesteśmy skonstruowani, niestety.
OdpowiedzUsuńTo też próbowałam ująć w tym wpisie. Związek na odległość jest jednym oczekiwaniem: na spotkanie, na dotyk, na pocałunek, na rozmowę, na zbliżenie. Człowiek pragnie bliskości. I do tej bliskości dąży.
UsuńIt's going to be end of mine day, however before ending
OdpowiedzUsuńI am reading this impressive piece of writing to
improve my experience.
Everyone loves what you guys are usually up too. This type
OdpowiedzUsuńof clever work and exposure! Keep up the wonderful works guys
I've incorporated you guys to my blogroll.
tak, zgadza sie - zwiazek na odlegloscto powazne wyzwanie dla obu stron, ale jesli obie strony wyjda z tego obronna reka, to bedzie to najmocniejszy zwiazek!
OdpowiedzUsuńTak, jak w artykule - wystarczy zawalczyć - dokładnie! Tylko czy każdy potrafi?
Usuń